Nie życzę nikomu zderzenia z wywrotką przewożącą żwir, a takie niestety mi się zdarzyło w piątek 17 grudnia na ul. Ogrodowej. Tego horroru nie jestem w stanie opisywać, bo ten pozostanie pewnie na długo w mojej pamięci. Ale warto przybliżyć pewne fakty towarzyszące temu ZDERZENIU z Maz-em przewożącym żwir (notabene bez zabezpieczenia plandeką i na dodatek z zawrotną prędkością na zakręcie, gdzie obowiązuje ograniczenia 30 km na godz.). Otóż po tym koszmarze, w którym uczestniczyłam następowały po sobie kolejne zdarzenia:
- po wyjściu z opresji i stwierdzeniu, że mam skasowane połowę samochodu udało mi się pomimo szoku zadzwonić na policję;
- po wykrzyczeniu (pewnie w szoku ) kilku złośliwości na kierowcę – pana szos – bo jeździ dużym tirem (znany mi – bo z Choroszczy i do tego pracujący w firmie, która odpowiada za odśnieżanie dróg w naszej gminie) udajemy się do samochodów i czekamy na przyjazd policji;
- w tym czasie wykonałam kilka telefonów i przypuszczam, że kierowca Maz-a zrobił to samo, gdyż 7 minut po wypadku przejechała piaskarka ze żwirem i tak sypnęła, że ponownie podskoczyłam ze strachu w samochodzie (no cóż lepiej późno niż wcale, w końcu niech policja widzi jak są utrzymane drogi w Choroszczy; przedtem był lód, to by źle wyglądało, ale udało mi się zrobić fotki, na szczęście dzisiejsza technika na to pozwala);
- następnie ok. 10 min. później podjechał zielony samochód o numerach rejestracyjnych mi znanych (zdążyłam spisać) i wręczył kierowcy Maz-a jakieś dokumenty (czyli główka kierowcy też nieźle musiała pracować) bo lepiej być w porządku, kiedy przyjedzie policja i jest się sprawcą wypadku (SAMO ŻYCIE – jeszcze lepiej niż w Wilkowyjach:)
Współczuję mieszkańcom ul. Ogrodowej w Choroszczy, że każdego dnia tkwią w tym koszmarze, oby nie doszło do większego nieszczęścia, bo samochód to rzecz nabyta, gorzej jeśli chodzi o ludzkie życie. A przy takich jeżdżących kamikadze o wypadek nie trudno.